Wójt przychyla się do tej prośby i daje im pozwolejstwo na piśmie, za które Kaśka w ten sposób dziękuje:
— Mój kochäny wójciku! dziekuje wám já biédná kobiéta w imieniu całego nasego zebrania za to, żeście nám pozwolili pojść na wieś zápustu wygäniać Niech wám za to Pán Bóg stokrotnie wynadgrodzi i niech sie wám wszysko dobrze w polu rodzi. Ostájcie nám z Bogiem
Pozwolejstwo oddaje żyd pisarzowi, poczem idą na wieś. Chodzą od domu do domu, lecz nie wstępują do wnętrza, tylko po za oknami proszą o dary. Mianowicie żyd przychodzi za okno i prosi: — Moja kochäna gosposiu i wy kochäny gospodárzyku! prose já wás biédny zydek, nie opuscájcie nás, opatrzcie nás, co łaska wasá. Pán Bóg nie mijáł i my nie mijámy.
Tymczasem Kaśka tańcuje z niedźwiedziem na śmieciach[1] i tak śpiéwa (na nutę kołomyjki):
A chtoz to tu, a chtoz to tu po záściäniu puká?...
Stepná środa, stepná środa niezapustu suká.
Gospodyni, która na przyjście tych zápuśników jest przygotowaną, wynosi im, co ma w domu, więc albo jaja i kładzie je do torby dziadowi, albo ziarno, to wsypuje je do worka temu, co »worek dźwigá«. Jeżeli daje pieniądze, to odbiera je pisarz. Potem wprost idzie do niedźwiedzia i skubie z niego słomę[2]. Niedźwiedź się broni i bierze gospodynię w taniec na śmieci, skrzypek zagra i żyd zaśpiewa:
Na kónopie, na kónopie, zeby sie rodziéły,
Zeby nase dzieci ji my nago nie chodziéły!
Niedźwiedź »wykreci sie« z gospodynią raz, dwa do koła, poczem ją puści, a ona teraz bez litości obdziera go ze słomy.
Jeżeli w domu nie ma gospodyni, to Kaśka z niedźwiedziem tańczy na śmieciach.
Powiadają, że na takich wytańczonych przez niedźwiedzia śmieciach bardzo się konopie rodzą.
W ten sposób obejdą owe »dziady« całą wieś — prawie w każdym domu dostatecznie ich obdarzą, czyli jak powiadają w Stalach, »wsedzie mało wiele dostäno, bo kuzdemu