Widzieliśmy, że jak w partji porządku siłą rzeczy na czoło wystąpiła arystokracja finansowa, tak w partji anarchji — proletarjat. Podczas gdy różne klasy, łączące się w przymierze rewolucyjne, grupowały się dokoła proletarjatu, podczas gdy departamenty stawały się coraz niepewniejsze, a samo Zgromadzenie prawodawcze coraz bardziej niezadowolone z uroszczeń francuskiego Soulouque’a, zbliżały się długo odwlekane i odraczane wybory uzupełniające na miejsca wygnanych członków Góry z 13 czerwca.
Rząd, pogardzany przez swych wrogów, lżony i codziennie upokarzany przez swych rzekomych przyjaciół, widział tylko jeden środek wyjścia z tej obrzydliwej i nieznośnej sytuacji — rokosz. Rokosz w Paryżu pozwoliłby ogłosić stan oblężenia w stolicy i departamentach i w ten sposób panować nad wyborami. Z drugiej strony przyjaciele porządku byliby zmuszeni do ustępstw na rzecz rządu, który odniósł zwycięstwo nad anarchją, jeżeli nie chcieli sami uchodzić za anarchistów.
Rząd wziął się do dzieła. W początkach lutego 1850 r. prowokowano lud ścinaniem drzew wolności. Daremnie. Jeżeli drzewa wolności straciły swe miejsca, rząd sam stracił głowę i wylęknięty cofnął się wobec własnej prowokacji. Zgromadzenie narodowe przyjęło tę niezręczną próbę Bonapartego z lodowatą nieufnością. Równie bezskuteczne było usunięcie wianka nieśmiertelników z kolumny lipcowej. Pobudziło ono część armji do demonstracji rewolucyjnych, a Zgromadzenie narodowe — do mniej lub więcej zamaskowanego votum nieufności dla ministerjum. Da-