Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla mnie! — roześmiał się szyderczo. — Niedługo będą go mieli!
— A potem znów wróci do pana — tak pan mniema? Już raz panu winszowałem, teraz winszuję, po raz drugi. Kiedy zaś pan odzyska pieniądze, powinszuję po raz trzeci i ostatni. Na tem chwilowo poprzestaniemy!
Nie uszło mojej uwagi, że Jonatan i Judyta zamieniają ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Zdawało się, że są pojednani. Dlatego na stronie rzekłem do Judyty:
— Sennora! Yuma odeszli wraz z Mogollonami. Wracają do puebla. Czy nie chciałaby pani pójść za ich przykładem?
Spojrzała na mnie zaintrygowana. Nie zdawała sobie sprawy z pobudek owego zapytania, rozumiała jednak, że nie nasunęła go życzliwość.
— Czy chce mnie pan uwolnić, abym mogła wrócić do puebla?
— Może.
— A więc zmienił pan swój sąd o mnie!
— Nie jest to przecież dowód słabości charakteru.
— Mężczyzna nie powinien myśleć dziś tak, a jutro inaczej!
— Nawet jeśli się dzisiaj myli? Więcej trzeba mieć siły charakteru, aby wyznać błąd, niż aby w błędzie wytrwać. — Mylnie panią potępiałem.
— Ah! Jakto?

98