Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

Odeszła, ale wnet się odwróciła i zapytała:
— A więc istotnie Melton będzie ukarany?
— Tak.
— To jedź pan. Ale nie ominie cię pewna przygoda, nawet jeśli mnie przy tym nie będzie!
Ta groźba była dowodem, że planowano na nas napad. Pięciu Mogollonów zdołało umknąć. Należało się spodziewać, że w nocy wkradną się do obozu, ciekawi losu swojej przywódczyni i współplemieńca. Przeto wieczorem zaciągnęliśmy dookoła wioski łańcuch wywiadowców, schowanych wysokiej trawie. Skutek sprawdził przewidywania. Czterech zdybaliśmy, tylko piąty zbiec zdołał. — —
Następnego dnia mogliśmy wyruszyć bez obawy. Odprowadzał nas przez kilka godzin oddział Nijorów, poczem byliśmy już zdani na własne siły. Konie ciągnęły lektykę Marty. Nijorowie postarali się dla was o dobre wierzchowce, dzięki czemu pędziliśmy z ogromną szybkością. Wyminęliśmy okolicę Góry Wężowej i Flujo blanco. Stąd skierowaliśmy się na tę samą drogę, którą przybyliśmy.
Meltona nadzieja ratunku słabła z dnia na dzień. Postaraliśmy się o to, aby nie mógł rozmawiać z ojcem, który wpadł jakiś stan osobliwy. Mamrotał wciąż niewyraźnie, budził się w nocy z krzykiem i bredził na jawie.
Po drugiej stronie małej Colorado dotarliśmy przed Acoma do miejsca, gdzie stary Melton zamordował brata. Rozbiliśmy na noc obóz koło grobu zamordowanego. Na tem upiornym miejscu bratobój-

105