rza, — czego zresztą żaden roztropny człowiek nie będzie żądał. Wydawcy amerykańscy zbili fortuny, jedynem zaś mojem honorarjum był grubjański list, który mi w odpowiedzi przysłał najbardziej oświecony z pośród tych panów. Reszta i tej fatygi sobie nie zadała. Lecz skoro nadomiar jeszcze przychodzi taki Mr. Fred Murphy i, zamiast poprostu przedrukować, przypisuje sobie twoje własne czyny, wówczas, człowieku, jeśli nie opuszcza cię dobry humor i jeśli dobrze życzysz swoim bliźnim, postanów odtąd nie wychylać się z domu, iżbyś też mógł raz przedrukować, co taki Mr. Murphy spisze zamiast ciebie, tłukąc się po szerokim świecie.
A koniec?
Długi Dunker wciąż jeszcze wędruje po Dzikim Zachodzie. O Emery’m czytelnik dowie się niebawem, Krüger-bej umarł, jak o tem pisały gazety, niestety, nie w jego malowniczym stylu. Jonatan Melton — fałszywy Small Hunter — został skazany na wieloletnie więzienie, ale niebawem umarł w swej celi. O Judycie zaś i jej ojcu nigdy już nic nie słyszałem.
A rodzina Voglów?
Nie mogę odpowiedzieć na to bez głębokiego wzruszenia. Nie w wielkich światowych pismach, lecz w prowincjonalnych małych gazetach czyta się czasami ogłoszenie tej mniej więcej treści: