Na zgłoszenie zjawia się zwykle bardzo miły i elegancki człowiek, aby zbadać dziecko. Jeśli odpowiada ono warunkom, zostaje sprowadzone do wielkiego, sympatycznie urządzonego domu, gdzie na bramie wisi miedziany szyldzik z napisem: FRANCISZEK VOGEL. Dziecko głodnego robotnika, czy biednej wdowy, które przekracza próg tego domu, opuszcza je po latach ze łzami wdzięczności, moralnie i fizycznie przygotowane wyśmienicie do walki życiowej. A kiedy kto zapyta tego miłosiernego pana, czemu oddaje się wychowaniu dzieci, któreby bez jego interwencji zmiarniały, wówczas uśmiecha się łagodnie, czasem zaś, w chwilach wylewności, odpowiada:
— Ja sam byłem takim ubogim chłopcem. Mój ojciec nie przeczytał żadnego ogłoszenia, ale mimo to wyrwano mnie z odmętu życia! — —
A w pewnej wiosce górskiej wznosi się wysoki, uwieńczony wieżyczkami, otoczony pięknym ogrodem budynek. Zwiedziłem go, zaproszony przez właścicielkę. Nie znałem tej budowli, ponieważ przez długi czas przebywałem na obczyźnie, nie otrzymując nawet żadnych listów.
Jakże byłem zdumiony, kiedy zobaczyłem wspaniały budynek! Nad wysoką i szeroką bramą odczytałem złote zgłoski: „Ojczyzna opuszczonych“. Zadzwoniłem. Ukazała się stara schludnie ubrania mateczka, zapytała, czy pragnę widzieć panią Werner, i poprosiła, abym wymienił nazwisko. Skoro je wymieniłem, klasnęła w ręce i zawołała:
— A więc to pan jesteś owym dobrym panem Old
Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
111