chce się przekonać o waszym stanie. Tylko w tych wypadkach można mnie odkryć. Będziemy mieli do czynienia w każdym razie z dwoma, najwyżej trzema, czy czterema osobami, a tylu sprzątną moje kule w trzy, lub cztery sekundy. Oczywiście, powstanie alarm, ale i, co za tem idzie, popłoch, więc nikt się nie odważy podejść do miejsca, skąd padły strzały, to znaczy, do powozu. Tymczasem was już dawno nie będzie, a i ja najwyżej jeszcze po paru strzałach się ulotnię. Zresztą, prawdopodobnie będę się salwował razem z wami.
— Pioruny! — rzekł adwokat. — Gra idzie o śmierć i życie, a pan mówi tak chłodno, tak spokojnie, jakgdybyś miał wyjaśnić małym dzieciom, że dwa razy osiem stanowi nie piętnaście, lecz szesnaście!
— Jakże mam mówić inaczej? Nie grozi mi teraz najmniejsze niebezpieczeństwo. — A zatem wiecie, co czynić w razie, jeśli mnie przyłapie jakiś ciekawski. Jeśli zaś to się nie stanie, będziecie wolni dopiero jutro rano.
— Oby Bóg dał, żeby się zapewnienia pana urzeczywistniły! Ale poza naszem uwolnieniem jest jeszcze sporo roboty. Trzeba schwytać Jonatana Meltona.
— Jużeśmy go schwytali.
— Jak — co — sir —!
— Ciszej sza! — ostrzegałem, przerywając mu. — To nazywa pan szeptem? Czerwony gotów usłyszeć!
Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
10