Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

mija szybko, aliści jest niemniej niebezpieczny, niż straszliwe wjugi Azji. Towarzyszą mu rozmaite zjawiska elektryczne, a nawet zimą błyskawice i pioruny nie są rzadkością. Biada temu, kogo blizzard spotkał poza domem, albo w niezbyt mocnym budynku! Blizzard wszystko porywa i pokrywa każdą najwyższą rzecz martwą warstwą całunu śnieżnego.
Nawoływania umilkły; wartownicy pochowali się w strażnicach. Nastąpiło pierwsze uderzenie wichru, który usiłował wszystko porwać i zdruzgotać. I oto zawyło, zasyczało, zastękało i ryknęło nad nami, niczem niewidoczne olbrzymie fale, które wszystko zmiatają bez litości! Huknął piorun; zapaliły się błyskawice. Wnętrze chaty wypełniło się gęstym śniegiem, który orkan zapędził we wszystkie luki. Drżeliśmy z zimna; dzwoniliśmy zębami, aczkolwiek zawinęliśmy się w pledy. Podłoga trzęsła się, belki trzeszczały. Trwało to przeszło pół godziny, poczem nastąpiły krótkie pauzy, podczas których słyszeliśmy jęki i rzężenie Grindera i Slakka, — może jęki trwogi? Nie mogliśmy jeszcze widzieć. Niebawem orkan znowu wzmagał się, skupiał do ostatniego uderzenia. Podłoga trzęsła się gwałtownie. Chata trzeszczała i przechylała się na prawo, na lewo; po chwili zapadła się tylna część dachu. Blizzard, jakgdyby zaspokojony spustoszeniami, ustał. Spokój nastąpił równie prędko i znienacka, jak wybuchła burza. Niebezpieczeństwo minęło.
Czy istotnie minęło? Dla Winnetou i dla mnie,

141