— To prawda! Czy mam wierzyć? Sir, chciałbym głośno krzyknąć hura i victoria!
— Później będzie pan mógł krzyczeć na całe gardło.
— Gdzież go pan schwytał?
— U głębokich Wód, gdzie poprzednio wasz powóz się zatrzymał. Mam i Meltona, i pieniądze.
— Gdzie, gdzie? — zapytał ciekawie.
— Tu w kieszeni.
— Jak? Co? Nosi pan przy sobie tak ogromną sumę!
— Naturalnie! Czy miałam ją zawiesić na drzewie, lub zakopać w ziemi?
— I zapędził sie pan aż tutaj, pomiędzy cztery seciny wroga, aż do tego dyliżansu? Jeśli pana zdybią, to z pieniędzmi znów koniec!
— Nie zdybią mnie! Mam niezłomne przekonanie, że moje kieszenie są wciąż, jeszcze lepszym schowkiem na te pieniądze, niż pańska kasa w New-Orleanie. Zresztą, okoliczność, że trzymam przy sobie pieniądze, może świadczyć, jak pewnie się czuję w tym starym dyliżansie. Życzyłbym tylko sobie, aby majątek, skoro go wręczę prawemu właścicielowi, nie był wystawiony na większe niebezpieczeństwo, niż teraz w mojej kieszeni. Ale, zeszliśmy z naszego tematu. Chcieliśmy mówić o Jonatanie Meltonie.
— Tak. Żałuję, że nie był pan świadkiem jego zachowania się wobec mnie, kiedy przyjechał do Mogollonów i ujrzał nas w niewoli!
Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
11