Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

ker zlitował się nad nim i nie chce go opuścić ani na chwilę.
Oddział zatrzymał się i wszyscy zsiedli. Podszedłem do Meltona. Zdjęto go właściwie z konia ułożono na ziemi tuż koło Judyty. Stał przy nich Dunker.
Potem obejrzałem jeńców Mogollonów; leżeli na ziemi, przywiązani do siebie plecami po dwóch. Upewniłem się, że nie mogli zbiec. — Teraz oświadczyłem Emery’emu, Dunkerowi i dowódcy Nijorów, cośmy omówili z Apaczem, i zapytałom czerwonego:
— Czy mój brat zna wpobliżu Cienistego Źródła miejsce, z którego niepostrzeżenie moglibyśmy oglądać wyruszających Mogollonów?
— Znam. Skoro mój brat zechce, zaprowadzę go tam.
— Dobrze! Musimy niebawem wyjechać, gdyż niedługo zaświta. Towarzyszyć nam będzie pięćdziesięciu twoich wojowników. Pięćdziesięciu pozostałych wojowników zostanie tutaj, aby strzec jeńców.
— A ja? — zapytał Dunker.
— Musi pan bezwarunkowo zostać przy Meltonie, którego panu powierzyłem.
Well! Jestem zatem jego klucznikiem. Niech raz na zawsze zapomni o ucieczce!
— Ale ja jadę z tobą? — zapytał Emery.
— Proszę cię, abyś został.
— Czemu to? Chciałbym jechać z wami.
— Aby widzieć, jak schwytamy dziesięciu czy dwunastu Indjan? To drobnostka. Pomyśl, że oprócz Mel-

23