Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bogu dzięki! Niepowodzenia dobiegły końca. Piekielne chwile przeżyłem w tej karocy!
Nie miał dla mnie słowa podzięki, ale za to wiele słów innego zgoła rodzaju. Kładąc lewą rękę na moich plecach, rzekł:
— Sir, czym wszystko w porządku? — przyczem prawą uderzył mnie po torsie. — Czy ma pan jeszcze pugilares?
— Tak. Cudaczne pytanie!
— Wszak muszę wiedzieć, ile jeszcze pozostało.
— Dlaczego to pan właśnie pan właśnie musi wiedzieć?
— Gdyż ja — do piorunów, to się samo przez się rozumie!
— Bynajmniej. To się wcale samo przez się nie rozumie.
— Jestem kuratorem spadku i decyduję, co się stanie z pieniędzmi i kto je otrzyma!
— Owszem, byłeś pan kuratorem, ale już nim nie jesteś. A co ma się stać z pieniędzmi i kto je ma otrzymać, tego pan nie możesz rozstrzygać od czasu, jak wykazałeś tyle rozumu, że bez żadnego badania, ot tak poprostu, włożyłeś cały spadek do kieszeni oszusta.
— Sir, jeszcze ja pana rozumu nauczę!
Na te porywczą groźbę odpowiedziałem spokojnie:
— Obawiam się, że znajdziesz Pan we mnie niepojętnego ucznia.
— A zatem nie wyda pan pieniędzy?

27