Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

część pieniędzy przylepić do własnej kieszeni i dlatego — —
Nie dokończył zdania. Zakreślając daleki łuk w powietrzu, przeleciał przez najbliższą krzewinę i runął za nią.
Marta skoczyła na nogi ze strachu. Uchwyciła mnie za ręce; błagała:
— Na miłość Boską, nie zabijaj go pan! Nie ma najmniejszej racji, aby tak do pana przemawiać; obraził pana ciężko, jestem za pana wielce dotknięta i nigdy z nim nie będę mówiła, chyba że z konieczności, — lecz nie zabijaj go pan!
— Zabijać? Pah! „Ostrzegłem“ go tylko, nic ponadto. Prawdopodobnie będzie się mnie wystrzegał, inaczej bowiem cisnę oszczercę tak wysoko, że zawiśnie na sierpie księżyca!
Nadeszło dwudziestu Nijorów wraz z końmi. Kazałem jednemu wrócić i sprowadzić Emery’ego i Dunkera z ich oddziałem. Konie rozpierzchły się po łące nad wodą. Murphy podniósł się i powlókł, utykając. Usiadł za krzewem i pocierał obolałe członki. Marta odzyskała spokój. Ledwo mogłem ją uprosić, aby zaniechała podziękowań.
Niebawem przybyli pozostali nasi wojownicy z jeńcami. Dziesięciu Mogollonów wydało okrzyk zgrozy, widząc pięćdziesięciu swych kamratów. Chciałem wydać rozkaz, tyczący się rozmieszczenia jeńców, gdy uwagę moją zwróciły głośne ryki. To adwokat, ujrzawszy Jonatana Meltona, skoczył, rzucił się nań i,

29