Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

— Musimy wyruszyć, — rzekł — inaczej nie przybędziemy we właściwym czasie do wąwozu.
— Mówisz przez „my“?
— Naturalnie! A może niesłusznie? Czy to ma znaczyć, że ja nie pojadę?
— No, tak.
— Nie wyobrażaj sobie tego; nie zostaną tu w żadnym wypadku!
— Sądzę, że nietylko zostaniesz, ale sam o to poprosisz.
— Tak sądzisz! Wy będziecie walczyć, ja mam zaś tutaj pozostać jak leniwiec, lub tchórz?!
— Wiesz przecie, że Winnetou przyłączy się do Nijorów, aby dbać o dokładne wykonanie naszego planu. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, jeden z nas musi wytrzymać napór cofającego się wroga. Kto z nas powinien się tego podjąć?
— Naturalnie, ty. Jest to odpowiedzialne zadanie i nie pragnę wcale odbierać ci tak zaszczytnego stanowiska. Kto stoi u wylotu, musi być niejako zgrany z Winnetou, który dowodzi na górze.
— Dobrze. A zatem Winnetou na górze, na Łysinie, a ja u wylotu wąwozu, — sam tak radzisz. Oprócz tego istnieje jeszcze trzecia placówka, wprawdzie innego rodzaju, ale niemniej ważna, niż obie poprzednio wymienione.
— Tutaj, nad źródłem?
— Tak. Idzie o jeńców, z których najważniejszy jest Melton. Jeśli zbiegnie, wiesz, jakie to konsekwen-

33