Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

wolałbym bić się wraz ze wszystkimi na górze, na Łysinie.
— Niewiadomo, czy dojdzie wogóle do bitwy. A zatem zostawiam ci tutaj dowództwo. Ilu potrzeba ci ludzi?
— Dziesięciu wystarczy, gdyż jeńcy są związani. Jak myślisz?
— Sądzę. Siedemdziesięciu dobrze spętanych ludzi można utrzymać w ryzach jeszcze mniejszemi siłami. Ponieważ jednak niepodobna wejrzeć w przyszłość, przeto lepiej zabezpieczyć się przed niespodziankami. Weź trzydziestu! Zawszeć mi jeszcze zostanie siedemdziesięciu.
— Ale zato masz spełnić najcięższe zadanie, i to z niespełna jedną czwartą sił, jakiemi Winnetou rozporządza na górze.
— Wystarczy. Nadrobię taktyką.
— Taktyką! Toż to prawdziwa wojna!
— Stanowczo — roześmiałem się. — Potrzebuję stu sześćdziesięciu ludzi, a mam siedemdziesięciu. Nadomiar stu — zastąpi mi stary dyliżans. Czy to nie jest taktyka?
— Czy mówisz poważnie? Może chcesz go obrócić w armatę? Jestem ciekaw, czem ją naładujesz!
— Nie w armatę obrócę, lecz w taran.
— Taran? To co najmniej średnowieczna machina!
— Którą transponuję na współczesność, gdyż

35