drugich, wirujący kłąb jeźdźców, z których każdy chciał się jak najszybciej przebić do wylotu. Nijorowie z lasu zasypywali ten kłąb kulami. Był to prawdziwy mord masowy. Dlatego Apacz wyskoczył z lasu, podniósł strzelby i zawołał:
— Nie strzelać, nie strzelać! Winnetou zakazuje!
Na szczęście, widok jego osoby bardziej podziałał
na Nijorów, niż poprzednio słowa. Zaprzestano strzelaniny. Lecz niepodobna było zapobiec skutkom przedwczesnego ataku, gdyż Mogollonowie dorwali się już do wylotu wąwozu.
— Co począć? Czy już byłem na miejscu? — Kiedy Winnetou zadawał sobie pytanie, zobaczył, że ucieczka wroga utknęła. Nie mogli iść naprzód, ani wstecz, — i to miało swój powód.
Skoro ze swymi Nijorami przybyłem do skraju lasu, zatrzymałem się na kilka minut i natężyłem słuch. Z góry nie dobiegał żaden odgłos. Forysie na mój rozkaz ruszyli do wąwozu z karocą, a za nimi wojownicy. Rozstrzygnięcie było bliskie. Jakże się jednak dostaniemy na górę?
Obie ściany wąwozu składały się z łupkowego kamienia. Tak się do siebie zbliżały, że miejscami tylko dwóch jeźdźców naraz mogły przepuścić. To były zresztą miejsca najwęższe, powóz zatem mógł się od biedy przepchnąć. Ale zato droga była najeżona innemi trudnościami, mianowicie mnóstwem rozsianych po nieji kamieni, nieraz tak wielkiemi głazami, że koła omal nie pękały. Trzeba było głazy zawczasu omijać. Cwałowa-
Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
48