Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Chcą się rozmówić ze swym wodzem.
— Tu obok leży. Nie poruszył się jeszcze. Mam nadzieję, że nie złamał sobie karku.
— Zbadam go.
Nachylił się nad omdlałym, a po chwili oznajmił:
— Rozranił sobie głowę o kamień, nic ponadto. Ocknie się niebawem; musimy czekać.
— Ja zaś tymczasem wrócę do wąwozu, do swych Nijorów. Muszę wysłać gońca do Emery’ego.
— Aby go zawiadomić o zwycięstwie?
— Tak. Powinien przybyć tu wraz ze wszystkimi wojownikami i jeńcami.
— Słusznie, gdyż mógłby się później spotkać z wracającymi Mogollonami.
Podniosłem się. Winnetou powiedział: — Emery mógłby się później spotkać wracającymi Mogollonami. — Miałem o jeden dowód więcej, jak zgodne były nasze myśli. Ze słów tych bowiem wynikało, że nie chciał Mogollonów oddać jako jeńców w ręce Nijorów.
Pierwsze kroki sprawiły mi ból. Zniosłem go cierpliwie. Zmusiłem się do kroczenia z podniesioną głową poprzez Łysinę Canonu ku wylotowi wąwozu. Skoro się zbliżyłem do lasu, Nijorowie poczęli mnie ku sobie przywoływać. Z lewej strony wpobliżu brzegu canonu Mogollonowie przykucnęli w trzech długich rzędach. Każdy z wrogów trzymał w ręku cugle stojącego za nim

58