Ta dyplomatyczna odpowiedź zadowoliła go w zupełności. Przypuścił, żeśmy nie spotkali Meltona i jego pięćdziesięciu wojownikami. A więc była jeszcze jakaś nadzieja ratunku. Zapytał:
— Czy byłeś nad Cienistem Źródłem?
— Tak, wieczorem po waszej naradzie, kiedy dążyłem do Nijorów.
Po długim namyśle podjął:
— Czemu siedzą ci dwaj starzy wojownicy mego szczepu?
— Przyszli się naradzić nad warunkami uwolnienia swego wodza.
— Jakież to warunki?
Dotychczas nie raczył spojrzeć na siedzącego naprzeciw wodza Nijorów, który teraz odezwał się:
— Musisz się mnie zapytać.
Nie spojrzawszy nań, odparł Mogollon.
— Rozmawiam z Old Shatterhandem, z nikim innym. A zatem jakież to są warunki?
— Właściwie mówiąc, — rzekłem — stracić powinniście życie, skalpy, leki, konie, broń i wszystko, co tylko posiadacie, lecz my, to znaczy Winnetou i ja, nakłoniliśmy wodza Nijorów do łagodnego postępowania.
— Czemu jego właściwie?
— Ponieważ jest zwycięzcą.
— Nie, tylko wy, Old Shatterhand i Winnetou, pokonaliście nas i wy możecie nam stawiać warunki! Jestem gotów ich wysłuchać.
Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
63