Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

jorowie w trzech grupach, między któremi, rozdzieleni na dwie partje, jechali spętani jeńcy. Cisza śmiertelna zaległa płaskowzgórze. Dzięki Bogu, nasze zarządzenia zapobiegły rozruchom.
Podniosłem wodza Mogollonów o tyle, że wsparty plecami o głaz, mógł wszystko widzieć.
— Czy poznajesz? — zapytałem.
— Melton — odpowiedział. — Biała squaw oraz mężczyzna i squaw, których schwytaliśmy w powozie.
— Przelicz swoich!
— Sześćdziesięciu.
— Pozostali jeńcy to Yuma, którzy przybyli wraz ze squaw Meltona.
Oddział wyminął nas i zatrzymał się opodal. Jeńcy, widząc przy mnie spętanego wodza, zwiesili głowy. Melton spodzierał mi w oczy bezczelnie. Kiedy jeńcy zostali ułożeni na ziemi, wrócili obaj starzy wojownicy Mogollonów.
Zapytałem Silnego Wichru:
— Czy żądasz jeszcze przedłużenia terminu?
— Nie! Poddajemy się.
— Dobrze! Mamy już waszą broń; musicie oddać nam tylko amunicję i konie. Z początku puścimy tych, którzy tam siedzą, następnie jeńców, co teraz przybyli, a naostatku was trzech. Zajmie się tem Winnetou, ponieważ ja nie mam czasu. Musicie natychmiast opuścić płaskowzgórze, oczywiście pieszo, w kierunku Cienistego Źródła. Po godzinie roześlę na wszystkie strony wojowników, ażeby zabijali każdego przy-

90