Ta strona została uwierzytelniona.
II
ZAKOŃCZENIE
Dzięki Bogu, nie jest pan ranny! — zawołała Marta, wyciągając do mnie ręce. — A więc jednak się pan oszczędzał?
— Tak się oszczędzałem, że aż spadłem z konia.
— Ale nie wyrządził pan sobie żadnej krzywdy?
— Tacy odświętni jeźdźcy nigdy sobie nic złego nie robią.
— Niech pan nie kpi! Upadek z konia może mieć bardzo niebezpieczne następstwa. Chciałabym wiedzieć, jak to się stało?
— Później opowiem. Teraz muszę pani coś pokazać. Proszę iść ze mną!
Wspięliśmy się na wyżynę. Wskazałem jej brata, który siedział w trawie, zwrócony do nas plecami.
— Oto brat pani. Proszę do niego podejść; on pani coś pokaże.
— Co?
— Coś, co leży w tym oto pugilaresie. Proszę go wziąć!
92