— Zapewniam słowem honoru, że zwolnię mademoiselle Emilję dopiero w stolicy.
— Dobrze, zgadzam się. Czy jesteście gotowi opuścić jutro Chihuahua?
— Tak.
— W takim razie każę wszystkim wam zdjąć więzy. Niechaj ofiary kończą się na Laramelu. Zaraz przygotuję odpowiedni skrypt.
Apacze zwolnili oficerów z więzów i powyjmowali im kneble. Papier był pod ręką; natychmiast więc przystąpiono do pisania paktu. Gdy oficerowie podpisali, Juarez polecił Indjanom sprowadzić wszystkich żołnierzy z wylotów miasta i ustawić w szeregu przed ratuszem.
Komendant kazał zagrać pobudkę; wkrótce uzbrojeni żołnierze ruszyli w kierunku kwatery głównej. Ponieważ zbudzono ich o tak niezwykłej porze, byli pewni, że stało się coś niezwykłego.
— Czy mają się ustawić na placu w zwartym szyku? — zapytał komendant.
— Nie — odparł Juarez. — Noc jest zbyt ciemna, by można jej ufać. Dwóch waszych oficerów stanie przy wejściu; niechaj posyłają każdego z żołnierzy do sali, umieszczonej na pierwszym piętrze, którą każę oświetlić.
Potem Juarez polecił małemu André, by sprowadził gospodarza venty.
Gospodarz zjawił się natychmiast. Z rozkazu Juareza miał zwołać tych ludzi, których uważał za zupełnie pewnych.
Ogromna sala pomieściła wszystkich żołnierzy.
Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
103