Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

z koni siodła i, kładąc je pod głowy, rozparli się przy ognisku.
Wypytywał ich przedtem ten sam człowiek, który swego czasu wysłany został z listem przez Józefę Cortejo. Na jego skinienie odprowadzono konie i wszyscy zasiedli przy ognisku. Meksykanin zwrócił się do Ungera:
— Jeszcze kilka pytań, sennor. Jesteście strzelcem?
— Tak.
— Gdzie polujecie? Skąd pochodzicie?
— Poluję wszędzie. Zwierzyny szuka się tam, gdzie ją można znaleźć, nieprawdaż?
— Ale skąd pochodzicie? Gdzieżeście się urodzili?
— Jestem Niemcem; nazywam się Unger.
— A wasz towarzysz?
— To Francuz nazwiskiem Lautreville.
— Skąd przybywacie?
— Jedziemy z nad Rio Grande.
— Dokąd zdążacie?
— Musicie to wiedzieć? Dobrze, nie poskąpię wam tej przyjemności. Ale, nie jesteście przypadkiem ludźmi Juareza?
— Skądże znowu? Nie służymy żadnemu Indjaninowi.
— To dobrze. Towarzysz mój jest Francuzem i tęskni za rodakami. Ja zaś mam dawne porachunki z Juarezem, postanowiliśmy więc udać się do Meksyku zastanowić się, w jaki sposób zalać Juarezowi sadła za skórę.

114