Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z Niedźwiedziom Sercem, nieprawdaż? — zapytał myśliwy.
— No, tak, — odparł Dryden. — Czy znał pan tego Indjanina?
— Dawniej nie znałem, ale teraz to i owszem, — mruknął trapper obojętnym tonem.
— Co pan powiada! Zna pan wodza, imieniem Niedźwiedzie Serce? Gdzie go pan spotkał?
— Koło fortu Guadelupy.
— To przypadek. Wielu Indjan przybiera imiona zwierząt. Zapewne kto inny przyswoił sobie to imię.
— O nie! Indjanin nie przyswaja sobie imienia, należącego do kogo innego.
— A jeżeli ten ktoś należy do innego plemienia?
— Tem bardziej nie.
— Z jakiego plemienia pochodzi pański Niedźwiedzie Serce?
— Jest to Apacz, a Niedźwiedzie Oko jest jego bratem.
— To mnie szczególnie obchodzi, mister Sępi Dziobie. Muszę panu nadmienić, że Niedźwiedzie Serce od wielu lat zaginął.
— Istotnie, sir. Jego brat Niedźwiedzie Oko długo szukał go daremnie i sądził już nawet, że został zamordowany przez białych.
— Ale powiada pan, żeś widział Niedźwiedzie Serce! Tego zaginionego?
— Tak; jego we własnej osobie.
Lord zerwał sie z miejsca.
— Co za wiadomość! Mister, nie wie pan nawet, jaką nowinę mi przyniosłeś!

127