— Urządza z pewnością przyjęcie i chce zamówić u mnie kolację?
— Nie. Kazała powiedzieć, że chce z wami pomówić, nie zwracając niczyjej uwagi.
Gospodarz zbliżył się do starca i zapytał szeptem:
— Są jakieś wieści od Juareza?
— Nic nie wiem.
— Może ja się dowiem. Powiedzcie sennoricie, że przyjdę.
Stary skinął głową i oddalił się. Gospodarz wszedł do venty, w której siedział tylko André.
— Dzieńdobry, sennor, — rzekł.
André obrzucił go szybkiem, badawczem spojrzeniem i odparł łamaną hiszpańszczyzną:
— Dzieńdobry, sennor. Co macie do picia?
— Wszystko, czego zażądacie.
— Doskonale. Macie piwo?
— Nie.
— Wino?
— Nie.
— Kawę?
— Nie.
— Czekoladę?
— Nie. Z rana miałem czekoladę, ale już wszystko goście wypili.
— Może mi dacie lemoniady?
— Niestety, nie mam cukru.
— A może julepu?
— Niestety, również nie mogę nim służyć. Flaszka złamała się, muszę kupić inną.
Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
25