Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz rozumiem. Czy można pomówić bezpiecznie z sennoritą Emilją?
— Tak. Podejmuję się zaprowadzić pana do niej, zapewniając powrót.
— Doskonale. Chodźmy więc. Pragnąłbym pomówić z sennoritą Emilją przed ostateczną decyzją.
Opuścili oddział i poszli w kierunku miasta. Dotarli do domu sennority, nie spotykając nikogo.
— Chihuahua nie wygląda wcale na miasto, okupowane przez nieprzyjaciela, — rzekł Juarez. — Zaczynam wierzyć, że pokonamy Francuzów bez trudności.
W ciemnej sieni stał dozorca.
— Kto idzie? — zapytał.
— Znowu ja, Sternau. Jakże było w ratuszu?
— Doskonale, sennor. Brat mój oświadczył komendantowi, że podano panu konia i że ruszył sennor w kierunku południowym. Wysłano pościg.
— Świetny pomysł. Czy można jeszcze pomówić z sennoritą Emilją?
— Zawsze gotowa pana przyjąć, sennor. Czy mam zapalić światło?
— Nie, przecież znam drogę.
Wszedł z Juarazem na górę. Minąwszy korytarz, stanęli w pokoju sennority. Na widok prezydenta wydała okrzyk radości i, wyciągając doń rękę, zawołała:.
— Witajcie nam w mieście, presidio! Jestem dumna, że was pozdrawiam pierwsza.
— Dziękuję, sennorita, — rzekł Juarez z właściwą sobie łagodną powagą. — Niemało przyczyniła się pani do mego przybycia. Właściwie powinienem pozwolić pa-

77