nas, nie możemy na to nic poradzić. Ale nie możemy również pozwolić, by nas traktowano jak szkolarzy. Proszę o pozwolenie na powrót do Madrytu.
— A ja wrócę chętnie do Kordowy, gdzie mi przynajmniej ufają — dodał wyniośle doktór Milanos.
— Ja zaś poproszę o zwolnienie mnie z obowiązków lekarza domowego ekscelencji — dodał Cielli. — Może zastąpi mnie sennor Sternau.
— To prawdziwy atak na mnie — odparł hrabia, uśmiechając się. — Zamek Rodriganda słynie z gościnności. Ale jeżeli panowie uważają, że należy go opuścić, nic na to poradzić nie mogę. Proszę o przedłożenie rachunków, które ureguluje mój skarbnik. I proszę przyjąć podziękowanie za dotychczasową życzliwość sennorów dla mnie.
— My dziękujemy również! — odparł ostro doktór Francas. — Czy hrabia pozwoli, byśmy uważali obecną wizytę za pożegnalną?
— Ależ owszem, jak najchętniej. Niech was Bóg prowadzi.
Lekarze ukłonili się i wyszli. W przedpokoju doktór Francas rzekł:
— Koniec.
— Niestety — dodał doktór Milanos.
— Zostaliśmy pobici na głowę — zżymał się doktór Cielli. — I to przez taką figurę!
— No, jeszcze niezupełnie — rzekł doktór Francas. — Jestem przekonany, że wkrótce przyślą po nas.
Rozeszli się; każdy wrócił do swego pokoju.
Doktór Francas zastał u siebie hrabiego Alfonsa, notarjusza i panią Klaryssę.
Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.
108