Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— No i co, udało się? — zapytał hrabia.
— Tak! — odpowiedział zapytany brutalnie i ostro.
— Więc Bogu niechaj będą dzięki!
— Niech hrabia schowa te dziękczynienia na później! Udało się, ale nie nam, a Sternauowi.
— Co takiego? — zapytał notarjusz. — A niechże go wszyscy djabli!
— Nie wiem, czy się tego doczekam! — klął doktór Francas.
— Chce pan odjechać, doktorze? — zapytała Klaryssa z przerażeniem.
— Tak. Hrabia odprawił nas; skarbnik ma uregulować nasze rachunki.
— Ależ doktorze, doktór zostanie! — rzekł notarjusz.
— Nie mam zamiaru narzucać się upartemu starcowi!
— Będzie pana sam prosił, abyś pozostał.
— To nie jest wykluczone. Lecz kiedy?
— Przedewszystkiem niech nam doktór opowie, jak się odbyła ostatnia rozmowa z hrabią.
— Rozmowa była krótka i zwięzła. Hrabia odprawiłby nas i tak, więc roztropniej było poprosić go o zwolnienie.
Opowiedział dokładnie.
Hrabia Alfonso stał podczas całego opowiadania doktora przy oknie z miną ponurą i kwaśną. Gdy doktór skończył, hrabia odwrócił się od okna i zawołał:
— Więc ten Sternau rozpoczął już zabiegi?
— Tak, nie uprzedziwszy nas nawet. Płaci pięknem za nadobne.
— Czy uważa pan, że usunięcie kamieni może się udać?

109