Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

— Będę miała walecznego opiekuna — odparła Roseta z uśmiechem.
Sternau zaproponowałby chętnie swe usługi, ale nie mógł przecież opuścić wezgłowia hrabiego. Dlatego też nie odezwał się ani słowem.

∗             ∗

Gdy wszyscy już się w zamku spać pokładli, dwaj ludzie podążyli cichaczem do piwnicy, w której zamknięty był jeniec. Byli to hrabia Alfonso i notarjusz Cortejo. Przed drzwiami piwnicy zastali dwóch lokai, którzy mieli pilnować jeńca. Siedzieli w milczeniu na ziemi z zapaloną latarnią. Cortejo pozostał wtyle, Alfonso zaś podszedł do nich. Na widok hrabiego wstali i złożyli głęboki ukłon.
— Łajdak zamknięty jest za temi drzwiami, prawda? — zapytał Alfonso.
— Tak — odpowiedział jeden z lokai.
— Mam nadzieję, że będziecie go dobrze pilnować. Gdyby zbiegł, poniesiecie surową karę. Dajcie-no latarnię!
Udał, że chce zapalić papierosa i umyślnie tak wziął latarnię z rąk lokaja, że spadła na ziemię.
— Niedołęgo! — zawołał. — Podnieś latarnię, zrobię sam światło.
Po tych słowach Alfonso schylił się i niepostrzeżenie uprzątnął latarkę. Lokaj szukał napróżno; Alfonso karcił go, łajał, a tymczasem notarjusz podkradł się pode drzwi piwnicy, cicho otworzył zamek i wszedł do

125