Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

mu wzrok. Najwybitniejsi nasi lekarze musieli przed nim ustąpić. Wczoraj napadli na niego rozbójnicy.
— Słyszałem już o tem. Czy niewiadomo, dlaczego chciano go zabić? Czy ma jakiego wroga?
— Nie przypuszczam. Chyba cały świat go kocha.
Wiadomość o napadzie na lekarza dała Marianowi wiele do myślenia. Nie wątpił; capitano maczał w tym napadzie ręce. Któż jednak dał mu pieniądze, by zabić lekarza?
— Zamek jest pełen tajemnic, trzeba je wyświetlić — pomyślał Mariano.
— Zostanę tu zapewne przez czas jakiś i dlatego chciałbym się cośniecoś dowiedzieć o mieszkańcach zamku. A więc przedewszystkiem sennor Gasparino Cortejo. Cóż to za człowiek?
— Jeżeli mam być szczera, panie poruczniku, to nikt nie znosi tego Corteja, choć jest prawą ręką hrabiego. Człowiek to dumny i ponury; mówią, że nadużywa zaufania hrabiego dla własnych korzyści. Tego zdania jest również mój Alimpo.
— A donna Klaryssa? — zapytał Mariano.
— Jest duenną hrabianki. Żyje w doskonałej zgodzie z panem Gasparino. Ta dewotka również nie cieszy się wielką sympatją.
— A młody hrabia?
— Jest tutaj dopiero od kilku miesięcy. Bawił w Meksyku.
— Jak długo?
— Zabrano go stąd, gdy jeszcze był dziecięciem.

148