— Nie.
— Z polecenia don Fernanda posłałem po ciebie dwóch ludzi.
— Aż dwóch? Powód musiał być ważny. Czy stało się to na skutek choroby hrabiego?
— Nie; z powodu pojedynku. Embarez zagroził hrabiemu, że ogłosi wypadek w Dzienniku Urzędowym, jeżelibyś nie stanął do spotkania w przeciągu trzech dni.
— Do kroćset! Wyobrażam sobie minę starego.
— Widziałem ją; niezbyt była obiecująca. Po wysłaniu gońców do ciebie udał się do hrabiego Embareza, by...
— By go prosić o przedłużenie terminu?
— Nie. Don Fernando był przecież człowiekiem honoru i nie chciał kalać swego nazwiska. Poszedł do hrabiego, aby się bić za ciebie.
— W takim razie cała sprawa jest załatwiona?
— Najzupełniej.
— Świetny pomysł miał stary hrabia, znakomity, zwłaszcza, że śmierć nastąpiła zapewne skutkiem pojedynku, co?
— Takie jest ogólne mniemanie.
— Więc umarł z innego powodu? Zaciekawiasz mnie. A więc?
Cortejo wyciągnął z kieszeni list swego brata, który pokazywał przedtem Józefie, i dał bratankowi.
— Czytaj.
Przeczytawszy list, Alfonso zapytał:
— A więc ten list jest powodem śmierci don Fernanda?
— O tyle, o ile. Don Fernando żyje bowiem.
Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.
25