Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez kwestji. W każdym razie bądź w drodze ostrożny.
Cztery konie opuściły tylną bramę pałacu. Dwa były osiodłane, dwa zaś objuczone; jeden z nich dźwigał żywność, drugi kosz, wysoki na jakie sześć stóp.
Maleńka karawana udała się na cmentarz. Tam przywiązano konie; Alfonso i don Pablo otworzyli grobowiec Rodrigandów, zeszli nadół i po ciemku odemknęli trumnę. Zachowując najgłębsze milczenie, wynieśli zmarłego, poczem zawarli trumnę i grobowiec. Włożywszy trupa do kosza, zamkniętego na kilka zamków, gęstym galopem opuścili cmentarz.
Alfonso wrócił dopiero nad ranem. Wyczerpany przeżyciami nocy, ułożył się do spoczynku.

Obudziwszy się bardzo późno, zjadł wystawne śniadanie, poczem udał się do pokojów, które zamieszkiwał stary hrabia. Tam wertował papiery don Fernanda. Natrafił wśród nich na jeden, po którego przeczytaniu głośno zaklął. Pismo brzmiało, jak następuje:

Ja, hrabia Fernando de Rodriganda y Sevilla, stwierdzam własnoręcznie, że sennor Pedro Arbellez otrzymał w dzierżawę hacjendę del Erina z tem, iż stanie się wyłącznym jej właścicielem po mojej śmierci. Odpis tego pisma znajduje się w rękach dzierżawcy.

Następowała data wystawienia pisma, pieczęć urzędowa oraz podpis hrabiego.
Caramba! — zaklął Alfonso. — Ten stary lis Arbellez umiał się urządzić. Urzędowo stwierdzając śmierć hra-

40