biego, sam pozbawiłem się broni przeciw niemu. Trzeba więc będzie zemstę odwlec.
Alfonso nie zdążył jeszcze odłożyć pisma hrabiego, gdy po zapukaniu weszła Marja. Alfonso obrzucił ją wrogiem spojrzeniem i zapytał szorstko:
— Czego chcesz?
Stara odpowiedziała z zakłopotaniem:
— Chciałabym prosić o zwolnienie ze służby.
Rodriganda spojrzał na nią nieufnie. Co ta baba knuje? Czy chce odejść jedynie poto, aby mieć wolną rękę? Nie, tego oczy jej, nie mówią. A może właśnie pozbyć się starej? Udając zdziwienie, odrzekł:
— Dlaczegóż to chcesz odejść? Nie podoba ci się u nas?
— Jestem stara; nie wiem, czy podołam obowiązkom.
— Dokąd chcesz się udać?
— Do don Pedra Arbellez. Wiem, że mię zawsze chętnie przyjmie.
Alfonso był zachwycony. Niech idzie do hacjendy! Im dalej od stolicy, tem lepiej.
— A więc, jeżeli taka twoja wola, nie będę cię zatrzymywał. Wyznaczam ci dożywocie, byś nie miała trosk.
Tym razem Alfonso naprawdę dotrzymał słowa. Poszedł nawet jeszcze dalej, by się tylko pozbyć starej. Wyposażywszy ją w pieniądze, w potrzebne do drogi przedmioty, przedewszystkiem zaś w dobrego muła, wyznaczył nadto służącego, który miał odwieźć ją do hacjendy.
Po dwóch dniach Marja opuściła pałac. —
Alfonso pod nieobecność Corteja spędził czas na
Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.
41