Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jednak ożenisz się ze mną.
— Nie bądź śmieszna! Przeczuwam twoje zamiary i twoje wszystkie zakusy. Na nic się to nie zda!
— Nie, one silnie na tobie zaważą.
Alfonso patrzył teraz prosto w jej sowie oczy:
— Więc chcesz mnie zmusić, abym uczynił cię hrabiną Rodriganda pod groźbą, że zdradzisz właściwe moje pochodzenie?
— Tak — rzekła spokojnie.
— Proszę cię raz jeszcze, nie bądź śmieszna! Tej broni się nie lękam, zwraca się ona również przeciw tobie i twojemu ojcu; jesteście przecież moimi wpółwinowajcami.
— Musiałbyś dowodzić, a dowód przyszedłby z trudem. Cóżbyś bowiem powiedział, gdyby drugi testament istniał jeszcze?
Alfonso odparł z ironją:
— Już dawno jest spalony!
— Nie, to nieprawda — odrzekła Józefa tak pewna siebie, że Alfonso zaniepokoił się nieco.
Don. Pablo, niemniej od niego zdziwiony, zapytał:
— Więc nie spaliłaś testamentu?
— Nie.
— Widziałem przecież na własne oczy...
— Widziałeś, jak spłonęła gazeta, — odparła śmiejąc się Józefa. — Jacyście naiwni! Chciałeś, ojcze, zniszczyć testament, który jest przecież cudowną bronią przeciw tak zwanemu hrabiemu de Rodriganda.
— Sprytnieś to urządziła, niema co mówić, — zawołał Cortejo.

45