Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle otrzymał ten list. Bez zastanowienia, bez wahania, przygotował się do podróży, idąc za głosem serca. Przejechał całą Francję, przebył Pireneje, teraz zbliżał się do celu, miał za chwilę zobaczyć ukochaną.
Słońce właśnie zachodziło, gdy przybył do wsi Rodriganda.
Wyglądała o wiele milej, aniżeli inne wsie hiszpańskie. Ulica była szeroka i schludna; domy, otoczone ogrodami, lśniły czystością. Hrabia Rodriganda był nietylko panem, ale i ojcem swych dusz, dbałym o ich dobrobyt.
Sternau zapytał pierwszego ze spotkanych przechodniów o dom Mindrella. Zapytany poinformował go, że Mindrello mieszka na samym krańcu wsi. Przybywszy tam, Sternau zeskoczył z muła i wszedł do domku. Mieszkańcy jego spożywali właśnie skromną wieczerzę.
— Czy tu mieszka Mindrello? — zapytał Sternau.
— Tak. Ja nim jestem — odpowiedział mężczyzna, podnosząc się od stołu.
Był to człowiek mocny, krępy. Twarz miał miłą i budzącą zaufanie.
— Czy znacie towarzyszkę hrabianki de Rodriganda?
— Jak się nazywa? — zapytał Mindrello.
— Roseta.
— Matko Boska z Cordoby, więc wyście pan Sternau z Paryża?
— Tak, to ja.
Wszyscy członkowie rodziny wstali przy tych słowach od stołu i wyciągnęli ręce do doktora. Dzieci naśladowały dorosłych.

54