Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaślepiony gniewem, nie zauważył, że hrabianka nie była sama.
— Wdzieram się gwałtem? — zapytała hrabianka, oblewając się rumieńcem oburzenia. — Mam wrażenie, że hrabianka de Rodriganda y Sevilla może w każdej chwili dostać się choćby siłą przed oblicze ojca! Nie ty więc masz mi stawiać pytania i obsypywać wyrzutami, to raczej ja powinnam cię zapytać, jakiem prawem śmiesz poddawać ojca bez mojej wiedzy ciężkiej, niebezpiecznej operacji?
— Tak postanowiliśmy i tak się stanie. Odejdź teraz!
— Nie odejdę, zanim nie rozmówię się z ojcem. Gdzie on jest?
— W sąsiednim pokoju. Twoją wrażliwość może przypłacić życiem. Każde najmniejsze wzruszenie może mu bardzo zaszkodzić. Cóż to za człowiek stoi obok ciebie?
— To doktór Sternau, lekarz z Paryża. Wezwałam go, by się poradzić co do stanu ojca. Mam nadzieję, że i ty będziesz zadowolony z jego przybycia.
Alfonso wybuchnął:
— Lekarz z Paryża? Kto ci na to pozwolił? Co za niesłychana samowola! Odejdź w tej chwili, a tego człowieka odeślij!
Ta bezprzykładna czelność Alfonsa wytrąciła na chwilę hrabiankę z równowagi. Opanowawszy jednak wzburzenie, rzekła z nieodpartą pewnością siebie i siłą:
— Nie zapominaj, z kim mówisz. Prawo do rozkazywania ma tu jedynie hrabia Rodriganda; jeżeli zaś jakieś względy stają temu na przeszkodzie, w takim razie mam takie same prawo do rozkazywania, jak ty.

68