Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

zbladł jak kreda. Był najbieglejszy z pośród swych kolegów, a wiedział doskonale, jaką sławą cieszy się w Paryżu profesor Letourbier; zorjenrował się więc z miejsca, że ma przed sobą wybitnego specjalistę. Czuł, jakie niebezpieczeństwo grozi zarówno lekarzom, jak całej tej ciemnej sprawie; rozumiał, że tylko stanowcze odrzucenie pomocy przybysza może uratować sytuację. Odpowiedział więc ostro i brutalnie:
— Nie znam tego pana. Przygotowania ukończyliśmy; nie potrzeba nam żadnej pomocy. Dostojny nasz pacjent polecił nam dokonać operacji, uważam więc, że ubliżałoby naszej godności nie dokonywać jej natychmiast.
— Słyszysz? — rzekł Alfonso do siostry. — Oddal się natychmiast i uwolnij nas od człowieka, którego nie chcę widzieć na zamku Rodriganda!
Hrabianka chciała odpowiedzieć, ale wyręczył ją Sternau:
— Hrabianka pozwoli, że powiem tych słów parę. Chodzi, tu o mnie, więc słusznie sam za siebie powinienem odpowiadać. Jestem lekarzem i gościem pani, hrabianko. Ze względu na to brat pani ma obowiązek okazać mi uprzejmość. A co do panów kolegów, to już sam konwenans wymaga, by zastosowali się do życzenia kobiety. Niestety, ani brat pani, ani koledzy moi nie chcą tego zrozumieć. Wobec tego oświadczam, nie z tytułu prośby, lecz jako upełnomocniony i wezwany przez hrabiankę Rosetę de Rodriganda y Sevilla, co następuje. Ponieważ ma być dokonana ciężka operacja w tak podejrzanych okolicznościach, mam podstawy do twierdzenia, że ukrywa się tu jakiś zamiar nieczysty, lękający się światła dziennego i oczu świadków. Dlate-

70