go, że usłuchałem wezwania hrabianki. Ale gdy chodzi o życie ojca, nie wolno się wahać.
Słowa te zostały wypowiedziane głosem pewnym i mocnym. Widać było, że na ślepym starcu wywarły wrażenie.
— Czy asystował pan kiedyś przy podobnej operacji, doktorze?
— Tak.
Na tę krótką odpowiedź hrabia podniósł głowę i rzekł:
— Powiedział pan jedno słowo, ale z głosu pańskiego czuję, że mówi pan prawdę i że niejedną operacją sam pan kierował.
— Ekscelencja ma rację. Jestem naczelnym lekarzem u profesora Letourbier.
— W takim razie ufam panu bez zastrzeżeń. Dziękuję, że pan przybył. Czy zechce sennor mnie zbadać?
— Z największą chęcią, hrabio.
— Niech więc pan wejdzie ze mną do pokoju. Panowie lekarze mogą pójść razem z nami, reszta niech pozostanie.
— Ależ ojcze! — zawołał Alfonso. — Oświadczam ci, że pokazałem temu panu drzwi. Czy nie chcesz się ze mną liczyć?
— Mój synu, obraziłeś pana doktora i należy mu się satysfakcja ode mnie.
Po tych słowach hrabia wrócił do swego pokoju, za nim zaś udali się lekarze z doktorem Sternauem na czele.
Alfonso, zgrzytając zębami, podbiegł do siostry:
— Tego ci nie zapomnę nigdy!
Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
73