Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Największą rekompensatą i nagrodą będzie dla mnie świadomość, że wróciłem hrabiemu zdrowie i wzrok. Dziś jeszcze napiszę do profesora.
— Doskonale. Zamieszka pan tutaj; Roseta wskaże panu pokój.
— Na to mamy przecież kasztelana — wtrącił Alfonso.
— Prawda, zapomniałem o nim zupełnie.
Sternau pożegnał się z hrabią Manuelem i opuścił pokój. W korytarzu trzej eskulapi obrzucili go ponurem, nienawistnem spojrzeniem.
— Rozpoczął pan z nami walkę — rzekł Francas. — Dobrze, przyjmujemy ją, a będziemy walczyć tak długo, dopóki pan nie skapituluje!
— Banialuki.
Rzuciwszy to jedno słowo, Sternau wyszedł, by przenieść swe rzeczy z domku wiejskiego do pokoju, wyznaczonego na zamku.
W jakiś czas potem w pokoju Klaryssy siedziało przy zamkniętych drzwiach trzech ludzi: hrabia Alfonso, doktór Francas i notarjusz Gasparino Cortejo.
Wysłuchawszy ich sprawozdania o wypadkach przedpołudnia, Klaryssa wykrzyknęła:
— Najświętsza Madonno! A więc to możliwe! Byliśmy tak bliscy celu, a naraz ten przybłęda pokrzyżował nam wszystkie plany, w niwecz je obrócił!
— Pokrzyżował? — rzekł Alfonso szyderczo. — O tem nie może być mowy. Sprawa odsunęła się tylko na plan nieco dalszy.

80