Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wchodzi mi w drogę; to powinno wam wystarczyć.
— Dobrze. Sprzątnąć go, czy tylko uprowadzić?
— Wolałbym pierwsze.
— W takim razie dacie tysiąc dublonów.
— Tysiąc dublonów? Czyście oszaleli?
Herszt odpowiedział krótko:
— A więc nie? W takim razie dowidzenia.
— Zaczekajcie! Zgadzam się. Kiedy i jak płatne?
— Połowa zaraz, reszta później, po załatwieniu sprawy.
— A jeżeli się nie uda?
— Musi się udać. Jakżeż to zrobimy?
— O tem później. Przypuszczam, że będzie potrzeba kilkunastu ludzi. Gdy zjawią się w parku zamkowym, dostaną ode mnie instrukcje. — Oto pięćset dublonów.
Wręczywszy hersztowi pieniądze, Gasparino zapytał:
— Czy macie jeszcze tego małego chłopca, którego wam wtedy zostawiłem?
— Tak. Od tego czasu wyrósł; dzisiaj jest już dojrzałym człowiekiem.
— Dlaczegoście małego nie zgładzili?
— Otrzymałem pieniądze za porwanie, o zabójstwie nie było mowy. Powiedzcie mi jednak, kim jest ten człowiek?
— Dowiecie się o tem później. A za kogo się uważa?
— Za podrzutka.
— Chętnie zobaczyłbym go kiedyś.
— Co to, to nie. Nie jesteście nam towarzyszem w kompanji; płacicie tylko pieniądze i kwita.
— Kiedy wasi ludzie przybędą na zamek?

88