Strona:Karol May - Chajjal.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Sallam! — odpowiedziałem, a Murad Nassyr oddał pozdrowienie tem samem słowem.
— Effendi, — rzekł ten, który mówił przedtem, — polecono nam dowiedzieć się, gdzie znajdują się murzyni, których zabrałeś ze sobą z piwiarni.
— Są, jak widzicie, tu ze mną.
— Więc to oni? — rzekł, wskazując na Djangeh i jej brata.
— Tak, to oni.
— A zatem zabierzemy ich do ich pana, Abd el Baraka, słynnego przełożonego bractwa świętej Abd el Kader el Djelani.
— Abd el Barak więc kazał, abyście mu je przyprowadzili? Czy to wasz przełożony?
— Nie.
— Więc nie macie prawa przyjmować rozkazów od niego.
— Ostrzegamy cię, effendi! Jesteś obcym i nie znasz ustaw naszego kraju.
— Znam je widocznie lepiej od was.
— Tyś się porwał na Abd el Baraka!