— Ale gdzie? W hotelu, czy u konsula?
— W hotelu nie byłbym bezpieczny, a konsulowi nie chcę się naprzykrzać. Jutro opuszczę miasto.
— Miasto, a więc mnie także! Na to nie mogę się zgodzić. Nie spotkalibyśmy się.
— Owszem! Skorzystam z pierwszego statku, albo wsiądę na łódź żaglową, ażeby z dziećmi pojechać wgórę rzeki. Gdzieś tam zaczekam na pana, a potem gdy pan nadpłyniesz, wsiądę na pański statek.
— Czy mogę na to liczyć?
— Na pewno; dotrzymam słowa. Niech pański długi Selim pójdzie dziś jeszcze do portu i dowie się, kiedy jaki statek odchodzi. Ja sam nie chcę się dziś pokazywać.
— A dzieci chcesz pan zabrać ze sobą?
— Tak, gdyż spodziewam się, że w Chartumie znajdę sposobność wysłania ich do Dongiolów. Skoro raz zająłem się niemi, nie chcę utknąć na samym początku. Szkody przez to nie poniesiemy;
Strona:Karol May - Chajjal.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.