Strona:Karol May - Chajjal.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

nakryłem je aż po oczy swoim płaszczem, przyniesionym przez Selima z hotelu. Więc stracha widzieć nie mogły. Potem wyszedłem cicho na podwórze. Księżyc nie świecił, ale gwiazdy błyszczały tak jasno, że na dziesięć kroków widać było wcale dobrze.
Bramą nie wchodził strach do domu, bo zamknięta była ryglami i Selim tam spoczywał. Byłem pewien, że ten hultaj rozmyślnie wybrał sobie tam legowisko, gdzie się widmo nie pokazywało. Duch przechodził bezwarunkowo przez mur ogrodowy, w którym znajdowały się wspomniane wyłomy. Tam należało czekać na jego przyjście. Mimo to wolałem nie zajmować stanowiska w ogrodzie; duch był już może za murem, mógł mnie zobaczyć i wyrzec się dzisiejszej wędrówki. Poszedłem więc do bramy, aby zobaczyć Selima. Nie było go jeszcze na miejscu, lecz schodził właśnie ze schodów z małą lampką w ręce, która matowe blaski rzucała na otoczenie. Zdumiałem się, kiedym zobaczył, w jaki sposób ten bohater przed duchem się zabezpie-