— Tak. Wypadła mi przy zamachu. Czy mój pan poszedł już spać?
— Tak.
— Wszyscy inni także, a ja chciałem tu właśnie zrobić sobie łoże.
Wziął mi z rąk lampę i poświecił ku bramie. Rozłożył tam na ziemi starą, słomianą rogożę i nakrył ją kocem, w który mógł się tak zawinąć, że pewnie ani duch jego, ani on ducha nie zobaczy.
— A gdzie murzyn? — spytałem.
— Na górze w przedpokoju kobiet, gdzie zatarasował się razem z niemi. Pan tu ze mną rozmawia, a tymczasem lada chwila duch może nadejść!
— Szukałem ciebie. Chciałem cię spytać, czy nie masz silnych sznurów lub rzemieni.
— Mam i zaraz przyniosę.
Przyniósł, czego żądałem, a potem poradził mi, żebym się spać położył. Powróciłem do swego mieszkania. Udałem się najpierw do tylnego pokoju, aby się przypatrzyć dzieciom. Zasnęły mocno. Następnie udałem się do przyległej ciem-
Strona:Karol May - Chajjal.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.