Strona:Karol May - Chajjal.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

wichru w naśladowanie wszelkiego rodzaju głosów zwierzęcych, co było zaiste dziecinnym sposobem wywoływania trwogi przed strachami. Niebardzo na to zważałem, gdyż mój strach załatwił się teraz z drzwiami, rozejrzał po pokoju i zbliżył się zwolna ku mnie. Zatrzymał się przede mną na krótką chwilę, ażeby mi się przypatrzeć. Pragnąłem zobaczyć jego twarz, była jednak zasłonięta, a ja nie mogłem powiek zbyt widocznie podnosić. Przez zasłonę rzęs widziałem zresztą tylko jego nogi i ręce. Wyżej mój wzrok nie sięgał. Czy rzeczywiście uważał mnie za śpiącego? Nie świadczyłoby to bardzo pochlebnie o jego inteligencji, gdyż zgiełk, czyniony przez towarzyszów ducha, musiałby zbudzić każdego. Teraz zostawił mnie i podszedł cichaczem do dzieci. Pochylił się i podniósł róg mego haika. Zobaczył dwoje czarnych; spostrzegłem odruch zdziwienia, którego nie zdołał pohamować. To mnie upewniło, że mam przed sobą Abd el Baraka.
Opuścił róg płaszcza i zwrócił się do mnie bez szmeru. Pochylił się nade