Strona:Karol May - Chajjal.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

krzykiem, zerwał się na równe nogi. Ujrzawszy mnie, rzucił się do ucieczki. Pośpieszyłem za nim wzdłuż próżnego basenu, potknąłem się jednak o kamień, który wypadł z ocembrowania, przyczem strzelba dostała mi się między nogi i z rąk mi wypadła. Zostawiłem ją oczywiście i popędziłem za uciekającym chajjalem. Był, niestety, lepiej obznajmiony z miejscowością, niż ja, i wyprzedził mnie znacznie, co znagliło mnie do tem większego pośpiechu. Biegł naprzełaj przez ogród, po kupach rumowiska i przez zarośla ku murowi. Właśnie wdrapywał się na szczyt muru, chcąc się z ogrodu wydostać, kiedy ku niemu podbiegłem i jeszcze na czas pochwyciłem go za nogę i ściągnąłem na ziemię. Stało się to tak gwałtownie, że straciłem równowagę i upadłem na ziemię pod niego. Dobył noża i zamierzył się do pchnięcia. Uderzyłem go jednak silnie w przedramię i w ten sposób odparowałem cios. Nóż przeszedł mi między korpusem a ręką, ja zaś, nie tracąc czasu, uderzyłem przeciwnika od dołu pięścią w nos, a drugą