Strona:Karol May - Chajjal.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

ręką usiłowałem przytrzymać jego uzbrojoną pięść. Ból, sprawiony szczutkiem w nos, podwoił jego siły i wyrwał się z rąk moich. Ażeby ujść ponownemu pchnięciu, rzuciłem się wbok, poczem zerwałem się z ziemi. On jednak wolał nie próbować dalszego szczęścia w walce; ucieczka wydała mu się korzystniejszą. Zanim zdołałem przebiec odległość, dzielącą go ode mnie, wydostał się na mur i skoczył na drugą stronę. Usłyszałem, że pobiegł cwałem.
— Niechaj sobie ucieka! — pomyślałem zadowolony, że uniknąłem jego noża. Wróciłem na podwórze. Tam leżał drugi strach tak, jak padł od uderzenia kolby. Zbadałem jego pas i tkwiący za nim nóż schowałem, poczem udałem się do bramy, gdzie leżał waleczny Selim. Usłyszawszy moje kroki, jął z przerażenia odmawiać znaną modlitwę pielgrzymów do Mekki:
O Allah, chroń mnie przed trzykroć ukamieniowanym djabłem, broń mnie przed wszelkiemi złemi duchami i zamknij otchłań piekieł przed mojemi oczyma!