— Każdy pisarz może ułożyć taki zeszyt.
— No dobrze. Jestem muallif i chciałbym napisać taki zeszyt.
— Ty? — roześmiał się. — Jesteś giaurem!
— Radzę ci, byś drugi raz tego przezwiska nie powtórzył. Poznałeś już, jaką karą odpowiadam na taką obelgę. Jeśli ja kutub napiszę, to go ludzie będą czytali; już ja się o to postaram! Tytuł będzie brzmiał: Abd el Barak, el dżinni, — Abd el Barak, strach, — a wszyscy czytelnicy dowiedzą się, jaką nędzną rolę odegrał tu dziś słynny mokkadem pobożnej Kadirine!
— Spróbuj! — zawołał gwałtownie.
Gniew jego przekonał mnie, że plan miałem dobry. Gdybym mu zagroził policją i sądem, zapewne mniejby sobie z tej pogróżki robił, aniżeli z takiego zawstydzenia wobec towarzyszów bractwa. Tylko w ten sposób można go było nakłonić do ustępstw.
— Nie narażam się przytem na nic — oświadczyłem z zimną krwią. — Zniszczę cię
Strona:Karol May - Chajjal.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.