Strona:Karol May - Chajjal.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

tem, uśmiechnąwszy się nader uprzejmie, zawołał:
Gel tszelebi, gel tszelebi! Arpa suju pek eji, pek eji! — Chodź pan, chodź pan! Piwo tu bardzo dobre, bardzo dobre!
Mówił po turecku, a więc domyśliłem się, że jest Osmanli. Widząc, żem niezbyt skwapliwy na jego wezwania, wyciągnął ku mnie flaszkę, trzymaną w lewej ręce, a prawą jął na mnie kiwać zachęcająco i tak zawzięcie, że trójnóg, służący mu za siedzenie, a podobny do stołka szewckiego, zachwiał się od tego ruchu i ciężkie beczkowate ciało grubasa z wielkim łoskotem zwaliło się na ziemię.
O jarik, o gekim, o babalarim, o tenim, o azalarim, o bukalim! — O biada, o nieba, o ojcowie moi, o moje ciało, o moje kości, o flaszko! — stęknął, nie wypuszczając z ręki flaszki, lecz nie czyniąc też wysiłku w celu powstania.
Przyskoczyłem doń i narazie zdołałem stwierdzić, że tylko rozpaczliwy zwrot do flaszki był uzasadniony. Rozbiła się o jeden ze słupów i w ręku grubasa tkwiła zaledwie jej część górna — próżna szyjka; zawar-