Strona:Karol May - Chajjal.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

lim nie zasługuje na zaufanie, a także i pańskiemu murzynowi nie można tego wywiadu powierzyć.
— Pójdę więc sam i to będzie najlepsze.
— Zapewne. Statek zowie się Semek i widać go, jak zapewniał Selim, z pobliskiej kawiarni. Zadanie pańskie wymaga czujności i dlatego radziłbym panu udać się teraz na spoczynek. Strachów już niema i snu chyba nikt nam nie przerwie.
Pożegnałem Nassyra i sam także udałem się na spoczynek, uśpiwszy wprzód moich pupilów. Tym razem zgasiłem światło. Gdy się zbudziłem, było już prawie południe. Selim przyniósł nam śniadanie i oznajmił, że pan jego wyszedł wcześnie i że przysłał do domu dla mnie rozmaite przedmioty. Kiedy je zobaczyłem, nabrałem przekonania, że jednak Turek nie był takim samolubem, jak mi się przedtem zdawało. Zakupił nietylko żywność, lecz i inne rzeczy, mające mi ułatwić podróż po Nilu. Chodziło jeszcze przedewszystkiem o koszta podróży. Je-