Strona:Karol May - Chajjal.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten argument był bardzo zachęcający. Może zgodziłbym się na propozycję bez zastanowienia, gdyby nie owo chytre spojrzenie, którem przedtem wypatrywał z moich ust odpowiedzi. Wzbudziło we mnie podejrzenie, pomimo dobroduszności Turka. Wydało mi się, że byłby rad, gdybym nie okazał się przeciwnikiem handlu rekwikem. Dlatego też odpowiedziałem:
— Sprawa nie taka pilna. Daj mi pan czas do namysłu.
— Bardzo chętnie, effendi! Ale zdaje mi się, że miałeś pan zamiar, w razie niedojścia umowy naszej do skutku, udać się do Suezu. Kiedy mianowicie chciałeś pan tam odjechać?
— Pojutrze lub jeden dzień później.
— W takim razie mamy dosyć czasu. Czy wolno zapytać, gdzie pan mieszkasz?
— Właściwie wcale jeszcze nie mieszkam. Zostawiłem swój skromny bagaż w hotelu, a niedawno oto wyszedłem, aby poszukać sobie mieszkania.
— I nie znalazłeś pan jeszcze?
— Nie znalazłem, i wogóle nie widziałem żadnego, gdyż zaraz na początku mo-