Strona:Karol May - Chajjal.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Na te słowa wyprostował się chudeusz, jakby pchnięty sprężyną, i rzekł tonem obrażonej godności:
— Czy nie nosiłem wieczorem i przez całą noc broni przy sobie?
— To prawda.
— Czy nie odmawiałem ustawicznie świętej fathhy i sury wojennej?
— Wierzę, że odmawiałeś.
— Więc uczyniłem wszystko, co tylko może uczynić wobec ducha wierny i pobożny muzułmanin, — nic mi nie można zarzucić! Jestem mądry i waleczny. Zaliczają mnie do bohaterów mojego plemienia i przelałem już tyle krwi, ile wody jest w Nilu. Jestem gotów walczyć ze wszystkimi wrogami na całym świecie, ale, czy mogę walczyć z duchem, przez którego kule przechodzą, jak ziarna ryżu przez rzeszoto, którego nie może dosięgnąć ani mój nóż, ani pałasz, gdy tymczasem on, jeśliby tylko zechciał, może mi twarz przekręcić na szyi, jak na śrubie.
— Prawdę mówisz. Widma nie można zakłuć, ani zastrzelić. Jestem z ciebie zupełnie zadowolony.